Galeria MS Muzeum Stanisława Staszica w Pile

Joanna Marcinkowska- Drugi plan

Listopad 2016

 

"Powiększenie"

Obrazy ustawione dookoła niewielkiej posesji. Czworobok z obrazów. Duże formaty. Niektóre płótna oparte o ścianę budynku, inne przy  ogrodzeniu. Późne popołudnie. Ostatni dzień lata. Dobre oświetlenie do oglądania obrazów znajduję na zewnątrz domu. Jestem otoczony obrazami Joanny Marcinkowskiej i ciszą (dom artystki znajduje się poza hałaśliwym śródmieściem Poznania). Słyszę głos dziecka. Nie jest to jednak modna instalacja multimedialna. Nagle wpada w obrazy Kajtek, pięcioletni synek malarki. Momentalnie staje się częścią obrazów, ich „przedłużeniem”. Obrazy wypełnione są motywami postaci we wnętrzu, a dzielny zuch pojawia się w nich wielokrotnie. Szybko robię zdjęcia, próbując zatrzymać niespodziewanie przestrzenny obraz. Myślę, że przypadkowy incydent z Kajtkiem, dwu- i trzywymiarowym jednocześnie, jest jednym z „kluczy” do twórczości Joanny Marcinkowskiej.

 

Portret rodzinny we wnętrzu, intymny zapis wnętrza domu składa się na główny temat artystki. Płótna w zaaranżowanej sytuacji „podwórkowej” uformowały kolejny motyw wnętrza. Nieoczekiwana „tautologia” wyraziście przypomina o kameralnym charakterze malarstwa Joanny. Osobista aura scen, nawet tych rozgrywających się w otoczeniu miasta, domowe akcesoria, postaci uchwycone w rytuałach swojej codzienności. Ten opis jedynie pobieżnie obejmuje poetykę obrazów. Malarskie sceny ułożone w sekwencje poziomych kadrów tworzą niejednoznaczną historię. Skojarzenia z filmową narracją nieodparcie przypominają mi intrygę w filmie „Powiększenie”[1]. Dążenie do poznania tajemnicy poprzez wykonywanie szeregu coraz większych fotograficznych ujęć zagadkowego przypadku. Podobnie jak filmowy Thomas, oglądając zdjęcia, powracam do widzianych motywów. Śledząc fotograficzne powiększenia fragmentów prac Joanny Marcinkowskiej, próbuję rozwiązać jej malarsko-filmowy rebus. Być może, ważne jest także to, czego nie widać…

 

Nie tylko wrażliwie malowane miejsca i postaci ujawniają osobliwy ton obrazów. Joanna Marcinkowska jest „rasową” malarką. Jej obrazy spełniają się poprzez malarskie zdefiniowanie. Ujmująca swoją malarską urodą płaszczyzna płótna jest również opowiadaniem o malarstwie. Nasycona żółtym kadmium owalna forma w relacji do rozwibrowanych chłodnych błękitem plam. Świecąca ciepłym światłem fioletowa płaszczyzna w zestawieniu z intensywnością cytrynowej żółcieni. Gęstość rytmów w szarościach i oranżowo-czerwone ornamenty. Ziemiste tony, przestrzenne w swojej temperaturze i walorze, oraz  prześwitująca pomiędzy smugami farby ugrowa szarość płótna… Malarski dialog chromatycznych plam i materii płaszczyzn, achromatycznych barw i geometria przestrzeni, faktury podobrazia i zróżnicowany dukt pędzla…     

                             

Malarskie znaki w nierozerwalnym, złożonym związku komponują płaszczyznę obrazu. Przybierają układ domowego wnętrza czy też zdarzenia rozgrywającego się w przestrzeni miejskiej. Joanna aranżuje zdarzenia, które zawierają chwilę pozornie tylko minioną, ponieważ „czas, który przeżywamy, osiada w naszych duszach jako doświadczenie rozciągnięte w czasie”[2]. Pomimo że w materialnym wyobrażeniu teraźniejszość przemija, pozostaje realność, stabilność przeszłości. Autorka w zmysłowym traktowaniu najbliższego otoczenia przywołuje emocje i wrażenia utrwalone w gestach postaci, barwach przestrzeni, rytmach materii…  Niezmiennie istniejące w swojej aktualności.

 

„Przewijając” malarskie narracje Joanny Marcinkowskiej w przeszłość, dotrzeć można do „odosobnionej wyspy w sztuce XX wieku”[3], jak określiła Maria Rzepińska postawę Vuillard’a, Matisse’a i Bonnard’a. Szczególnie Édouard Vuillard, w dekoracyjnym opracowaniu płaszczyzny obrazu, w intymnym oddaniu barwnego wnętrza mieszkania czy w sensualnym przedstawieniu kameralnego epizodu w ogrodzie, wydaje się duchowym wsparciem twórczości Joanny Marcinkowskiej. Jestem przekonany, że „wyspa odosobniona” jest nieprzemijająca. Podobnie jak nieprzemijające jest intymne przeżycie otaczającej rzeczywistości, pragnienie malowania obrazu opartego na intuicji oraz niekończący się powrót do natury… Obecność malarstwa poznańskiej artystki jest tego urzekającym przykładem. Posługując się terminem René Huyghe’a, kompozycje Joanny Marcinkowskiej stanowią część „estetyki szczęścia”. Sugestywnie nadają formę zobrazowaniu afirmacji życia. Również afirmacji malowania.

 

                                                                                                                      Marek Haładuda



[1] „Blowup”, 1966, reż. Michelangelo Antonioni.

[2] Andriej Tarkowski „Czas utrwalony”, Świat Literacki, Izabelin 2007, str. 61.

[3] Maria Rzepińska „Historia koloru”, t. 2, Wydawnictwo Arkady, Warszawa 1989, str. 548.

 
© 2024  |  Muzeum Stanisława Staszica w Pile